Jeśli regularnie czytacie moje posty, doskonale wiecie o tym, że całym sercem kocham pielęgnację EISENBERG . Jestem również miłośniczką złota... Wszystko to sprawia, że krem, o którym chcę dziś Wam opowiedzieć, idealnie wpasowuje się w moje preferencje.
Linia #excellence jest luksusową tendencją niosącą tzw. złotą energię. W składzie tych kosmetyków znajduje się czyste złoto, które posiada nieocenione, dobroczynne działanie na naszą skórę. To wyjątkowa gama skutecznej pielęgnacji stworzonej na potrzeby cery pozbawionej witalności, zapewniającej regenerację skóry.
Jeśli pamiętacie >>>TEN POST<<< , wiecie, że w mojej pielęgnacji szczególne miejsce znalazł krem na noc, z którego byłam baaardzo zadowolona i z czystym sumieniem mogę go polecić. Tym razem przetestowałam z tej samej linii krem dzienny ENERGIE OR DAY TREATMENT RADIANCE & VITALITY.
Jeśli jesteście ciekawi, co o nim sądzę, zapraszam do dalszej części...
Pojemność słoiczka to standardowe 50ml. Krem ma połyskującą, złotą barwę. Konsystencja i zapach są iście luksusowe, delikatne, aksamitne ; sprawiają, że ma się świadomość posiadania "perełki" w swojej pielęgnacji.
Krem błyskawicznie wchłania się, pozostawiając delikatną warstwę ochronną. Po chwili znika całkowicie. Natomiast przez cały czas noszenia kremu na skórze widoczny jest delikatny pyłek czystego złota. Oprócz tego, że pięknie rozświetla cerę i budzi ją do życia, zmniejsza tzw. stres oksydacyjny komórek. Poprawia wygląd cery, ujędrnia ją, optycznie odmładza. Używając kremu regularnie, odnosiłam wrażenie, że moja skóra wygląda naprawdę młodziej :)
W składzie, oprócz 3 opatentowanych molekuł znajduje się oligo-mineralny kompleks magnez-cynk-mangan-sód, który dodatkowo stymuluje pracę komórek i odżywia naskórek.
Musze stwierdzić, że po prawie 3 miesiącach codziennego używania kremu stan mojej cery mocno się poprawił. Zauważyłam zwiększenie nawilżenia i odżywienia skóry. Było to dla mnie szczególnie ważne w okresie zimowym i przedwiosennym. Wtedy moja cera wygląda najgorzej: była ziemista, bez blasku, przesuszona kwasami. Krem bardzo mi pomógł; mogłam cieszyć się jej ładnym kolorytem i wyrównaną strukturą. Dodatkowo krem idealnie sprawdził się pod makijaż, nie rolował się i nie powodował skracania czasu trwałości makijażu.
To zdecydowanie długofalowa inwestycja w piękno naszej skóry!
* Mam dla Was również wspaniałą wiadomość: jeśli jesteście fankami tzw. kolorówki, już niebawem marka Eisenberg przywita Was nowymi kosmetykami do makijażu!!! W połowie kwietnia szukajcie nowości na półkach Sephory :)
Miałam miniaturę tego kremu i bardzo się z nim polubiłam!
OdpowiedzUsuńJest genialny, prawda? :*
UsuńAch co to było za spotkanie a pielęgnacja na bogato :*
OdpowiedzUsuńO to to! :))
Usuń