Z recenzją tego kosmetyku wstrzymałam się praktycznie do końca. Przez długi czas nie byłam pewna, czy maska faktycznie działa tak, jak obiecuje producent. Po zużyciu całego słoiczka, mogę wreszcie podzielić się z Wami moją-jakby nie było-subiektywną opinią.
NUTRI-ACTIVE BRIGHTENING & RESURFACING MASK znajdziecie m.in. >>>TUTAJ<<<, choć ja kupiłam swoją na stronie https://www.lookfantastic.pl
Najpierw naoglądałam się filmików youtuberek zachwalających ten produkt, potem przeczytałam opis (nie ukrywam-mnogość przyznanych temu kosmetykowi nagród w kategorii "najlepsza maska"- powaliła na kolana). Jako maniaczka w kwestii masek, stwierdziłam, że MUSZĘ ją mieć :)
Cena trochę powala ( ok. 260zł); na usprawiedliwienie dodam, że nabyłam ją w trochę niższej cenie korzystając z 20% rabatu. No więc, gdy płaci się tyle za maskę, oczekuje się prawie cudu. Czy nastąpił?
Zacznijmy od opakowania: w tekturowym, zgrabnym pudełku znajdujemy solidny, szklany słoik /50ml/ ze szpatułką do aplikacji produktu. Zdania są podzielone, ja lubię szklane opakowania. Wewnątrz słoika umieszczono jasnoróżową, gęstą, kremową maskę. W trakcie aplikacji na buzię, wmasowując, zmieniała barwę na białą.
Wypowiem się też w kwestii wydajności: to jedna z niewielu tak genialnych masek. Pomimo tylko 50ml miałam problem żeby ją zużyć w przeciągu 9 m-cy (informacja na opakowaniu). Wystarczyła naprawdę niewielka ilość , by pokryć twarz porcją kosmetyku.
Producent obiecuje spektakularne efekty: przede wszystkim ma błyskawicznie poprawiać stan cery, rozjaśniać ją , pobudzać i odmładzać. Efektem ma być jędrna, odmłodzona, pełna blasku skóra.
Brzmi pięknie, ale po pierwszym i następnym użyciu moje rozczarowanie było coraz większe. Owszem, maska ładnie nawilżała, odżywiała i może faktycznie delikatne glow pojawiło się, ale do wspomnianego wcześniej szału - było jej daleko.
Do tego skład też robi wrażenie: obecność naturalnych kwasów owocowych AHA, rybozy, wyciągów z roślin o egzotycznych nazwach, prebiotycznych substancji i MSM czynią ten kosmetyk jedynym w swoim rodzaju. Zresztą marka OSKIA słynie z tego, że w swoich kosmetykach używa aż 98% składników naturalnych.
Początkowo myślałam, że używam maski w jakiś nieprawidłowy sposób. Postanowiłam przedłużyć czas trzymania maski na buzi. Zalecany czas to 10-20 minut. Czasami zapominałam o masce i trzymałam ją na buzi nawet godzinę. Plusem jest to, że nawet wtedy nie podrażniała i nie uczulała. Zazwyczaj cała porcja wchłaniała się w skórę, a resztę usuwałam przy pomocy toniku lub chusteczki nawilżającej.
Przełomowym momentem była myśl, żeby przed aplikacją maski wykonać peeling skóry twarzy. Akurat " na stanie" miałam ten najmocniejszy The Ordinary z 30% kwasami AHA i 2% BHA. I to był strzał w dziesiątkę! Spotęgowane działanie kwasów z peelingu i maski "zrobiło robotę". Skóra twarzy była promienna, zaskórniki zmniejszyły się , zmarszczki mimiczne zostały wypchnięte na zewnątrz /serio!/. Czasami odczuwałam przyjemne napięcie skóry, które sprawiało, że skóra młodziej :) Do tego dłużej utrzymywało się nawilżenie skóry. Po usunięciu produktu z twarzy, nie odczuwałam potrzeby żeby dodatkowo nawilżać skórę.
Wspomnę jeszcze o zapachu, który był nieco dziwny. Niby owocowy, a jednak czasami trochę mi przeszkadzał. Na szczęście nie na tyle żeby uniemożliwiało używanie produktu.
Reasumując: maska ma naprawdę dobre działanie, przy odpowiedniej pielęgnacji, można z niej "wyciągnąć" to, co najlepsze. Czy ją kupię ponownie? Raczej nie, ale nie dlatego że się sprawdziła, ale dlatego że wciąż lubię testować nowości, szukam ideału, a ona mimo wszystko nim nie jest.
To ja się na nia raczej nie skuszę.
OdpowiedzUsuńZe względu na cenę?
Usuń