Przyznaję, że wcześniej nie słyszałam o marce PURITY HERBS. Być może dlatego że do tej pory w Polsce mało się o niej mówiło. Za to za granicą jest popularna od lat.
Firma specjalizuje się w produkcji naturalnych kosmetyków, które zawierają dzikie islandzkie zioła i czyste olejki eteryczne. Każdy z kosmetyków ma unikalny skład i indywidualne przeznaczenie. Wszystkie produkty wolne są od parabenów i innych szkodliwych substancji. Marka nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach.
Spośród dostępnej gamy kosmetyków, w moim posiadaniu znalazły się 4: FACIAL TONIC, OCEAN WONDER, FACIAL SERUM i SOFT LIPS.
1. FACIAL TONIC, ziołowy tonik do twarzy, którego zadaniem jest odświeżenie cery po demakijażu. Dodatkowym atutem kosmetyku jest umiejętność delikatnego zamykania porów. Zauważyłam to u siebie, szczególnie w okolicy nosa. Większych problemów z rozszerzonymi porami nie mam, więc dla mnie ten typ pielęgnacji był wystarczający. Tonik ma piękny, ziołowy, ale delikatny zapach. Absolutnie nie przeszkadza w codziennej aplikacji. Po dłuższym używaniu odniosłam wrażenie, że tonik potrafi dyskretnie nawilżyć skórę. Od czasu do czasu aplikuję na twarz kwas glikolowy i mlekowy, więc o nawilżenie skóry jest trudniej. Tonik pomagał mi wyrównywać pH skóry, koił ją i sprawiał, że pozostawał miękka.
Kolejnym plusem nie tylko tego kosmetyku są opakowania. Proste i cieszące oko, a zawartość jest w 100% zabezpieczona przed zanieczyszczeniami. Tonik jak i serum zamknięto w ciemnych buteleczkach, a więc światło nie spowoduje wcześniejszego ulotnienia się aktywnych składników.
2. FACIAL SERUM, skoncentrowana mieszanka do twarzy, zadaniem której jest głębokie odżywienie skóry. Serum ma postać żółtawego olejku o bardzo lekkiej konsystencji. Przepięknie się rozprowadza na oczyszczonej i stonizowanej skórze. Pachnie cytrusowo. Jest bardzo wydajny, wystarczą 2-3 kropelki, by zaspokoić potrzeby skóry. Obecnie to mój pierwszy krok w pielęgnacji wieczornej. Dopiero po aplikacji tego serum nakładam resztę kosmetyków.
Serum długo utrzymuje nawilżenie skóry. Jest przeznaczony głównie dla cer dojrzałych, poszarzałych. Z czasem potrafi wydobyć świetlistość cery. Producent zapewnia, że kosmetyk zawiera kwasy tłuszczowe, minerały i witaminy A, B, C i E. Składnikiem "perełką" jest olej z rokitnika , który zawiera wysoki poziom kwasów tłuszczowych i jest uważany za jedno z najlepszych źródeł kwasów omega.
Serum stosuję wieczorem, ponieważ konsystencja na to pozwala. Podejrzewam, że aplikując serum rano, mógłby być problem z długotrwałością podkładu. W składzie są olejki, które jednak delikatnie natłuszczają naskórek i tworzą tzw. "film".
3. OCEAN WONDER, genialna nazwa kremu nawilżającego. Zacznę od opakowania, które natychmiast przekonało mnie do siebie. I nie chodzi mi o zewnętrzną szatę, ale o sposób wydobywania kremu ze słoiczka. Może dziwnie to zabrzmi, ale zawsze chciałam mieć taki krem, który wydobywa się naciskając wieczko. Przez maleńką dziurkę wydobywa się żądana porcja kremu. Takie rozwiązanie widziałam do tej pory jedynie w kremie marki KATE SOMERVILLE. Już za sam pomysł aplikacji, kocham ten krem! :) Chyba nie muszę pisać, że takie rozwiązanie zabezpiecza resztę kremu przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, bakteriami, itp.
W słoiczku znajdziemy standardowe 50ml produktu. Kosmetyk ma apteczny zapach. W ogóle mi to nie przeszkadza. Po aplikacji na skórę, zapach z czasem ulatnia się. W składzie znajdują się organiczne algi oraz olej z wątroby rekina. Stosując krem regularnie, producent obiecuje wyrównanie powierzchni skóry i wzmocnienie jej napięcia. Krem stosuję w pielęgnacji porannej. Gdy rozprowadzam go w dłoniach, krem ma bardzo przyjemną konsystencję. Gdy nakładam go na twarz, staję się odrobinę tępy w aplikacji i szybko zastyga. Być może dzieje się tak dlatego że moja skóra idzie w kierunku suchej, a krem przeznaczony jest do skóry mieszanej. Nie powoduje wyświecania się cery, więc będzie idealny dla skór mieszanych i tłustych. Moją skórę nawilża, ale w "oszczędny" sposób. Mimo wszystko potrzebuję jeszcze większego nawilżenia. Podejrzewam, że w duecie z wyżej opisanym serum, byłoby idealnie.
4. SOFT LIPS, czyli coś dla ust. W maleńkim, 5ml słoiczku znajduje się nawilżający balsam do ust. Nazwałabym go podstawą pielęgnacją dla tej okolicy. Zawiera zioła islandzkie oraz olejek miętowy, koniczynę czerwoną, olejek lawendowy. W słoiczku ma barwę morelową, ale na ustach jest bezbarwny. Ma lekko tłustą konsystencję, która umiarkowanie "zjada się" w ciągu dnia. Największe nawilżenie odczuwam przez pierwsze 2-3 godziny. Później, sukcesywnie znika. Balsam nazwałam podstawowym, ponieważ uważam, że będzie idealny dla osób niemających większych problemów ze skórą ust. Produkt potrafi nawilżyć i ukoić usta. Mi w zupełności wystarcza. I bardzo lubię jego zapach i smak, który jest owocowy.
Oczywiście nie jest to cała gama oferowanych przez markę Purity Herbs kosmetyków. Zapraszam Was na stronę www.chillybeauty.pl. Tam znajdziecie inne perełki do pielęgnacji skóry twarzy i ciała.
Nie znam tych kosmetyków, ale przyznam się szczerze, że opakowania zachęcają do kupna <3
OdpowiedzUsuńJeżeli masz ochotę to w wolnej chwili wpadnij do mnie, będzie mi niezmiernie miło: https://natkaopowiada.blogspot.com ;)