Na zdjęciach róż wygląda pięknie. I nawet kolor jest zbliżony do słynnego "orgasm" z Narsa. Czar pryska, gdy kosmetyk próbujemy nałożyć na policzki. Dosłownie: próbujemy, bo wszelkie starania pełzną na niczym. Ale od początku...
Wprawny obserwator od razu zauważy kilka podobieństw do oryginalnego produktu Nars. Opakowanie, kształt, wielkość i odcień są zbieżne z oryginałem. Do momentu aplikacji.
Od razu uprzedzę: to nie będzie recenzja porównawcza. Różu z Narsa nigdy nie miałam, jedynie kilka razy gościł na mym licu, przy okazji makijażu wykonanego w perfumerii. Mimo to, zdążyłam wyrobić sobie na jego temat zdanie. I od razu napiszę: róż WIBO wypada baaardzo blado na tle oryginału.
W opakowaniu róż wygląda przepięknie, mieni się na złotawo-brzoskwiniowy odcień. Jednak już przy próbie przeniesienia koloru na dłoń, napotkałam problemy. Pomimo kilkukrotnego pocierania palcami o powierzchnię kosmetyku, ciężko było mi uzyskać intensywny kolor różu. Powyżej na dłoni możecie zobaczyć efekt pięciu warstw (!) produktu.
Największa zabawa zaczęła się w momencie nakładania różu pędzlem. Nie pamiętam żebym tak męczyła się z jakimś kosmetykiem do makijażu. Bardzo ciężko było mi uzyskać jakikolowiek odcień na policzkach. Efekty kilkunastu prób możecie zobaczyć poniżej :
Coś tam widać, ale jakim kosztem :) Po raz kolejny pożałowałam, że dałam się nabrać na tańszy zamiennik. Nadal uważam, że lepiej zainwestować w kosmetyk droższy, mając pewność, że jego jakość będzie lepsza niż denerwować się i męczyć z bublem.
Ciągle czekam aż ktoś zrobi porównanie do oryginału :D Ten róż z WIBO bardzo lubię, ale nakładam go pędzlem z charakterystycznym bardzo twardym i zbitym włosiem - wówczas aplikuje się bez problemu ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc,gdybym miała oryginał chyba nie skusiłabym się na podróbkę :)
UsuńCzasami niestety zamiennika nie dorównują oryginałom nawet do pięt,szkoda
OdpowiedzUsuńTeż żałuję :)
UsuńDla mnie nie ma porównania... Wibo ostatnio tylko wzoruje się na innych :(
OdpowiedzUsuń