Lubicie maseczki? Ja bardzo. Szczególnie te w formie płatów nasączanych substancjami aktywnymi jak i "saszetkowe" na jeden-dwa razy.
W zbiorach mam kilkanaście saszetek z różnymi maskami do twarzy. Wśród nich znalazły się dwie, które jakiś czas temu otrzymałam w ramach współpracy z marką EVELINE.
Obie maseczki składają się z dwóch kroków, które należy po sobie wykonać. Pierwsza maska, której użyłam o nazwie "Zabieg głęboko oczyszczający" zachęciła mnie obietnicami błyskawicznego zwężenia porów, usunięcia zrogowaciałego naskórka, wygładzenia i wyrównania struktury skóry.
1 krok polegał na oczyszczeniu buzi z resztek makijażu i wykonania złuszczającego peelingu. Ilość spokojnie wystarczyła mi również na okolice szyi i dekoltu. Po użyciu skóra faktycznie była wygładzona i przyjemna w dotyku. 2 krokiem było nałożenie matującej maseczki łagodzącej z ekstraktem z drożdży, łopianu i aloesu. Żelowo-kremowa konsystencja była przyjemna w noszeniu.
W przypadku obu masek nie wystąpiło żadne podrażnienie ani zaczerwienienie.
Po upływie 15 minut usunęłam resztki maski. Niestety efekt mnie nie powalił. Po prostu nie zauważyłam większej różnicy. Gdyby nie peeling moja cera wyglądałaby podobnie jak przed użyciem kosmetyku.
Po kilku dniach postanowiłam dać szansę drugiej maseczce "Ekspresowy zabieg bankietowy".
Tu również mamy do czynienia z peelingiem. Nie jest tak złuszczający jak w przypadku maski zielonej. Jest delikatniejszy w działaniu. Zawiera olejek arganowy i kwas hialuronowy.
Następnie należy nałożyć bankietową maseczkę, której zadaniem jest lifting, wygładzenie cery i przygotowanie jej jako bazy pod makijaż. Konsystencja maski była bardziej zwarta i "bogatsza".
Maseczka rozjaśniła cerę i optycznie poprawiła kondycję skóry. Spisała się o wiele lepiej niż maseczka zielona. Nawilżyła skórę i sprawiła, że makijaż utrzymał w bardzo dobrym stanie.
Z tych dwóch masek, mogę polecić Wam czerwoną, ponieważ wizualnie zauważyłam pozytywne zmiany i autentyczne działanie obiecywane przez producenta.
Koszt jednej maseczki oscyluje w granicach 4zł. Możecie je nabyć w drogeriach typu Rossmann czy Hebe.
Magda
Ja od pewnego czasu stosuję tylko maski, które mogę kupić w większych pojemnościach :) Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu stosowałam tylko te saszetkowe i byłam bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńTeż czasem kupuję maski w większych pojemnościach,ale zawsze istnieje ryzyko , że któraś może uczulić i wtedy całe opakowanie ląduje w koszu .
UsuńUwielbiam maseczki ale nie w saszetkach. Te gubię zwykle zanim po nie chcę sięgnąć. Stawiam na te w tubkach:)
OdpowiedzUsuńJa je odkładam w jedno miejsce i wtedy o nich nie zapominam ;)
UsuńLubię saszetki, ostatnio szczególnie często sięgam po Lirene Skin Detox.
OdpowiedzUsuńJest genialna! Polecam.
Zapisałam Twoją propozycję :)
Usuńza maseczkami eveline nie przepadam.
OdpowiedzUsuńMuszę jeszcze wyrobić sobie zdanie na temat pozostałych propozycji marki. Muszę napaść na Rossmanna :p
Usuń